Od razu informuję, że owa, pożal się Boże, recenzja nie jest obiektywna, ponieważ jest mi daleko do bycia fanem czeskich filmów oraz humoru w nim zawartego. "Sex w Brnie" był koszmarny (a przynajmniej połowa tej produkcji, bo nie byłem w stanie wytrzymać do drugiej). "Guzikowcy" aż takim najgorszym filmem nie są, ale też z pewnością nie stwierdzę, że mi się podobało. "Knoflíkáři" jest podzielony na ok. 6 opowiadań, część jest słaba, a część nawet nie taka zła. Może się spodobać epizod o człeku, którego hobby jest plucie na pociągi, a jego żona ogląda film o wysyłaniu spermy w kosmos. Natomiast motywy z taksówkarzem czy duchem amerykańskiego żołnierza są niesamowicie nudne. Może cieszyć spora ilość absurdu oraz surrealistycznych rozwiązań, aczkolwiek Zelenka nie jest geniuszem i nie potrafi zrobić z tego porządnej mieszanki na poziomie "Być jak John Malkovich". Aktorsko bardzo średnio (nikt mi nie wmówi, że Czeszki są ładne), muzyki nie pamiętam, zdjęcia również nie najlepsze. Sory, ale po prostu nie rozumiem, czemu czeskie kino cieszy się w naszym kraju takim kultem i uwielbieniem. Albo po prostu jestem jakiś głupim smutasem, który nie zna się na filmach. 5/10